Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko wieczorem Strukczaszyc już zacinał usta i gniewał się.
— U tej młodzieży pstro zawsze w głowie. Nigdy się z czasem nie rachują. Błazen z niego!
Następnego dnia zły był także, nie wspominał o synu, a we dwa dni potem zaczął być niespokojnym: czy nie zachorował? Puszczał się w domysły najrozmaitsze nie rozumiał. Ojcowski rozkaz był rzeczą tak świętą, jak przykazanie Boże, jakże syn mógł go lekceważyć?
Tydzień takiego oczekiwania, wyczerpał cierpliwość; gdyby nie proces, byłby sam może Strukczaszyc wybrał się do Wilna, ale sprawa z Łopatyczami za poły go trzymała.
Panna Blandyna milczała.
Miał tedy najroztropniejszy człowiek ze dworu, kucharz Felix, być wysłanym po panicza do Wilna, gdy z miasteczka przywieziono listy od — Kasztelanowej.
Staruszka zwykłym swym stylem i charakterem, ułożoną korrespondencyę zaczynała od tego, iż niezmiernie żałuje, że pana Erazma właśnie uprosiła o obejrzenie majątku jej w Witebskiem. Nie mogła ściśle obrachować, kiedy wróci z tej odległej krainy, ale zapewniła ojca, że jest zdrów, że się dobrze bawić będzie i t. p.
Po podpisie i manu propria, następował przypisek, który brzmiał jak następuje: