Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do Kasztelanowej z respektem, na pół żartobliwe ułożył pismo, dziękując jej za gościnność. Listy na pocztę wyprawiono.
Ówczesne poczty, pożal się Boże, nie chodziły zbyt śpiesznie, dlatego też, kto chciał prędkiej odpowiedzi być pewnym, nigdy im nie powierzał nic — wyprawiał umyślnego. Wielcy panowie słali sztafety i kuryerów.
Strukczaszyc obrachował: ile dni poczta powinna była iść do Wilna, ile czasu potrzebował Erazm dla wybrania się w podróż, ile na podróż samą, i dzień a niemal godzinę miał już wyznaczoną, na którą się syna spodziewał.
— Jutro Erazio będzie — rzekł do p. Blandyny. Każ dla niego na przypadek co zrobić, aby nie był głodny.
— Jakże to można tak wyrachować na pewno? — odparła siostra.
— To mi dobre! Jutro musi być, a uchowaj Boże, by czy oś pękła, czy koło się złamało, no, to dzień frysztu na to, dajmy pojutrze, musi być.
Ciotka jakoś tej pewności nie podzielała.
Dnia oznaczonego Strukczaszyc dwa razy wyszedł na groblę, potem dopóźna siedział w ganku, na każdy turkot zrywając się i rękę przykładając do czoła. Po dziesiątej godzinie oświadczył, że chyba nie przyjedzie dnia tego. Oczekiwanie następnego dnia kubek w kubek się powtórzyło, tyl-