Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sędzia, mimo, że proboszcz przemówił zaraz o interesie, odgadł, iż go sprowadzono.
— Widzisz przed sobą, księże proboszczu — odezwał się ze zwykłą patetycznością swą — najnieszczęśliwszego w świecie człowieka; zbiedzonego, upokorzonego, przywiedzionego do rozpaczy.
Mało to, że mi wyrwano córkę jedyną, — wiesz w czyje dostała się ręce?
— Wiem — odparł spokojnie proboszcz.
Czemeryński się cofnął.
— Zkądże to jegomość wiesz? czy już wyszło z mojego domu?
— Wcale nie — rzekł ks. Dagiel — wiedziałem o tem wprzódy niż wy, panie sędzio.
— Wprzódy niż my? — a to jakim sposobem?
Ks. Dagiel się obejrzał.
— Chodźmy się rozmówić na osobności — odparł — dowiesz się pan o wszystkiem.
Z pokorą prawie, poszedł, dawniej dumny, Czemeryński za księdzem, który w swej sukni wytartej miał powagę, nakazującą poszanowanie.
Gdy weszli do pokoju, do którego i ks. ex-definitora, jakby za świadka i pomocnika, wprowadził za sobą proboszcz, Czemeryński nie odzywając się już, czekał co mu ks. Dagiel objawi.
— Mieszamy często Pana Boga — odezwał się proboszcz, tam gdzie On niepotrzebuje się przyczyniać do dokonania sprawiedliwości; ale też czę-