Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem wiedział, w twarzy jego szukał napróżno śladu do odgadnięcia: co się w nim działo?
Mówił o rzeczach obojętnych, poglądał ostro, ale zdawał się spokojnym.
Poradzić się i poskarżyć nie miał Czemeryński przed kim, oprócz księdza. Sędzinie chorej nie śmiał się zwierzyć. Po wieczerzy wziął księdza ex-definitora do kancellaryi. Domyślił się ksiądz Ambroży po co.
— Mój ojcze — odezwał się — jesteście mężem doświadczenia i dobrej rady: przyjdźcie mi w pomoc. Cieszyłem się ja zemstą nad wrogiem przedwcześnie a zuchwale; pomścił się wróg na mnie tak, że mi żywcem wyrwał wnętrzności!
Ojcze mój! mam dowody, że ten niecnota na cześć mojego domu sidła zastawił. Przekupili Francuzkę, co była przy Leonilli; Strukczaszyc synowi pomagał do wykradzenia jej. Córkę moją, dziecko najdroższe, jedyne, mają w rękach.
A! teraz rozumiem dlaczego mi lasu ciąć nie bronili. Co ich las przy krwi mojej, przy czci mojej, przy sieroctwie mojem?!
Leonilka żoną tego rozbójnika! tego przybłędy, łotra....
Czemeryński zakrył oczy i ryknął z bólu.
— Panie sędzio dobrodzieju! mityguj-że się, na rany Pańskie — zawołał Dominikanin. To nie są może rzeczy pewne, to domysły i gadaniny.