Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przestraszona trochę staruszka, gdy przyszła do siebie, odpowiedziała:
— Niech się jegomość nie gniewa. — Co prawda to prawda!
— Zkąd-że ty to wiesz?
Piotruska wywód cały zrobiła. Gdy wspomniała o Lublinie i o tych, co tam byli, Czemeryński natychmiast posłał po służbę. Ledwie mógł z gniewu się utrzymać przytomnie. Zaledwie ludzie pokazali się w progu, wpadł na nich, bizunami grożąc, ażeby mówili prawdę.
Furman i lokaj zeznali, że panicz z Sierhina, którego przecie z kościoła znali dobrze, codzień bywał na kwaterze, sprawunki nosił i pannę przeprowadzał. Lokaj dodał, że ludzie ze wsi widzieli niemało razy pannę z Francuzką na kamieniu godzinami siedzącą z młodym Hojskim.
Niemożna było poznać jakie to zrobiło wrażenie na Czemeryńskim, który wysłuchawszy ludzi, zakazał im pod najsroższą karą, aby się o tem mówić nie ważyli, i odpędził.
Przysiadł na krześle w izdebce Piotruskiej, podparł się na ręku, zadumał, nieotwierając ust do niej, siedział z pół godziny, wstał i nieżegnając się, wyszedł.
W swoim pokoju znowu siedział i chodził długo, stękał, mruczał; ale gdy wieczerzę podano i wyszedł do niej ksiądz ex-definitor, który o wszyst-