Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobieństwem: musiała albo sędzinie albo sędziemu opowiedzieć wszystko.
Biedna sędzinka ciągle jeszcze w łóżku leżała; do Czemeryńskiego odwagi nie miała staruszka. Wahała się jeszcze, gdy Śliwka, zawsze starający się czemś przysłużyć i względy pozyskać u pana, zasłyszawszy na wsi od bab o schadzkach u kamienia, obawiając się, aby go kto nie wyprzedził, pobiegł do jegomości.
Bez przygotowania, nieporządnie, śpiesząc się, plącząc, Śliwka, piąte przez dziesiąte, wypaplał wszystko Czemeryńskiemu, do stóp się ścieląc i zaklinając, że przez adoracyę dla osoby jego, przynosi tak ważną wiadomość.
Czemeryński z początku nie zrozumiał, potem nie uwierzył i pogniewał się, w furyę niemal wpadłszy.
— Co ty mnie masz za dziecko, za człowieka obranego z rozumu! Oszalałeś!
— Niech-że jaśnie pan pofatyguje się do starej Piotruskiej: ona wie wszystko dokumentnie. Jak to się okaże bajką, ja się kładnę, proszę mi dać sto bizunów.
— Fixat! — krzyknął Czemeryński; ale w tejże chwili, jak burza przebiegłszy cały dom, wpadł do Piotruskiej.
— Co to jest? co ten bałwan Śliwka śmie pleść, żeby Leonilla miała jaką potajemną znajomość z synem tego łotra, szubienicznika!