Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grodzka chrypliwie, p. Eulalia jękliwie, p. Olimpia piskliwie.
Dano znać do stołu. W sali jadalnej czekał już Płachciewicz, ks. Augustyn Franciszkanin, przyjaciel jego, którego zapraszał często, i niejaki Węgrzynowski, liczący się za prawnika, dopilnowującego interesów Kasztelanowej. Czerwona jego twarz i ogromny purpurowy nos, świadczyły, że służył razem i Bachusowi. — Poza p. Ostrogrodzką dostało się miejsce p. Erazmowi, za którym zaraz siadł Węgrzynowski.
Wszystkich oczy i wytężona uwaga zwróciły się na natręta, na owego szpiega, którego marszałek wykurzyć obiecywał. Erazm miał już tyle praktyki świata, nabytej w Lublinie, iż go nic zmieszać nie mogło. A w im kłopotliwszem znajdował się położeniu, tem mocniej miną nadrabiał.
Wszyscy, wpatrzywszy się w niego, nabrali tego przekonania, iż wykurzenie będzie trudne, a gość może być niebezpiecznym. Kasztelanowa bowiem, która otwarcie wprzódy się z tem oświadczała, że go z góry będzie traktować, obchodziła się teraz z nim, nietylko grzecznie, ale z wielką słodyczą i atencyami. Erazm był to winien bodaj swej powierzchowności sympatycznej i wdziękowi młodości.
Wszystkie trzy towarzyszki Kasztelanowej w duchu przyznawały, że — chłopiec był śliczny. Z pła-