Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śpiew i pokazała się dziewczyna bez pończoch, w trzewikach zadeptanych, z głową nieuczesaną — pośpieszył ku niej z zapytaniem:
— Oto także! — odpowiedziała — albo ja tam wiem.
I uciekła.
W kilka minut potem, stoczył się z góry lokaj z rękami w kieszeniach. Od tego ledwie się potrafił dowiedzieć p. Erazm, że powinien się był udać do marszałka dworu, Płachciewicza, na piętro. Pokazano mu drzwi.
Na piętrze natrafił naprzód na izbę, w której na słomie spał stróż pijany czy chory; drugie drzwi otworzywszy, zobaczył stół, na nim pokrajane sukno, żelazko krawieckie, butelkę od piwa i — więcej nic.
W trzecich drzwiach, gdy je otworzył, krzyk się dał słyszeć. Stała naprzeciw nich kobieta dobrej tuszy, w jednej koszuli, właśnie się przyodziewająca.
Krzyknęła: — Jezu! Marya! a idź-że do sto dyabłów!
Pan Erazm drzwi zamknął.
W piątych czy szóstych, minąwszy przedpokoik, znalazł szpakowatego mężczyznę z wąsami, grającego w warcaby z księdzem.
Na stoliku stała flaszka, solniczka i resztki chleba. Grający tak byli zatopieni w partyi rozpoczę-