Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stał przed oknem stary, gdy syn nadszedł — spokojny jak zwykle i obojętny.
— Bardzo mi to nie na rękę — odezwał się powoli, zwracając głowę, ale będę musiał ciebie wysłać, i to na czas dłuższy.
— Do Lublina? — podchwycił Erazm.
— Gdzie tam! W Lublinie nie masz co robić, tam interesów dopilnuje Szawarski; ale o to pani z Hojskich Widulińska, Kasztelanowa Smoleńska, moja stryjeczna, bezdzietna jak wiesz, pisze mi.....
To mówiąc list dobył zza kapoty i podał go synowi.
— Przeczytaj sam.
Posłuszny Erazm podszedł do okna. List był niełatwy do odczytania, bo prababki nasze nie siliły się naówczas ani na kaligrafię, ani na wymysły ortograficzne; krew pisały przez f, a ból przez u. Kasztelanowej oprócz tego ręka się trzęsła, pióro miała rozszczepione, i wiersze biegły ku dołowi, ciężąc niektóre, inne nagle zrywając się do góry, następując sobie na pięty, tak, że połapać je było trudno. Doszedł jednak z listu, do miłościwego brata pisanego, p. Erazm, z wielkiem strapieniem swojem, iż stryjenka domagała się przyjazdu jego i posługi, mając sprawy, w których na nikogo się spuścić nie mogła, bo ją wszyscy niegodziwie darli i oszukiwali.
— Widzisz — dodał Strukczaszyc — Kasztelanowa