Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziedzic na Sierhinie, nie będzie się chwalił, bo nie ma czem.
— Patrzaj-no — ty z obwarzanków czarnawczyckich hrabio na Łopatyczach, abym ja się kiedyś na twoich wioskach nie pisał! — huknął Strukczaszyc.
— Daj słowo! — dorzucił Dominikanin — po co ludzi śmieszyć.
— Ja i daję słowo i dotrzymuję słowa! odparł Hojski — kłaniam uniżenie — ad videndum et continuendum.
Zaśmiał się i pałką machając, poszedł drogą ku Sierhinowi.
— Płatnął mnie, jucha! — odezwał się Czemeryński — daj-no księże chustkę, trzeba krew wycisnąć i czemś zalepić.
— A co we dworze powiemy?
— Idąc, czapkę nacisnę na uszy w kancellaryi mam plaster, zalepię — odezwał się pośpiesznie Czemeryński.
— Ale znak?
— Tom się pociemku o uszak wyciął i po wszystkiem! — dodał sędzia. Ani jejmość, ani Leonilka, ani nikt wiedzieć o tem nie powinien. Nie chcę tego.
Honoru mi nie czyni, żem się z lada takim, z pozwoleniem, hołyszem z pod ciemnej gwiazdy, na szable probował — i jeszcze.... oberwał.
Rana, po otarciu i opatrzeniu, okazała się nic nie