Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pca do posług swoich, nadawała mu najrozmaitszych poleceń, i — gdy popołudniu po raz wtóry przyszedł do oberży, w której stały panie z Łopatycz — znalazł tam p. sedziankę Leonillę.
Panna, oburzona niezmiernie zuchwalstwem Hojskiego, o którym jej umyślnie może bona nic nie powiedziała, wyszła, drzwiami trzasnąwszy, do drugiego pokoju. Pani St. Aubin pobiegła za nią, siedziała z pół godziny i, powróciwszy, gdy Erazm żegnać się miał i odchodzić, dała mu znak, ażeby został.
W kwadrans potem, pod pozorem chustki zostawionej w pokoju, wróciła doń p. Leonilla. Nie patrzała wprawdzie na Hojskiego, ignorowała go zupełnie, robiła pogardliwe minki, wyglądała oknem na ulicę; lecz Francuzka, której intryżka i romansik czyniły prawdziwą satysfakcyę, tak jakoś umiała zręcznie pokierować rozmową, że w godzinę potem, chociaż zawsze surowa, groźna, niby kwaśna i nadąsana, p. Leonilla, odpowiadała panu Erazmowi i — pytała go nawet o różne lubelskie informacye.
Nazajutrz się tak jakoś złożyło, że p. Erazm był cały dzień na usługach tych pań. Pani St. Aubin i Leonilla zawczasu zapowiedziały sługom, ażeby o tym gościu nie śmiały w domu ust otworzyć, pod utratą miejsca i łaski.
Znano przewagę jedynaczki nad rodzicami: mo-