Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale-bo wy o miłości wcale nie macie wyobrażenia i zawołała: U was poprostu, powiedzą: „żeń się,“ zawiozą, zaswatają, zwiążą i na tem koniec. U nas miłość to sztuka; u nas zdobyć serce buntownicze, to cel życia męzkiego. A choćby panna i patrzeć nie chciała! To właśnie tryumf gdy się ją zwycięży, rozkocha, pozyska nareszcie. Taka panna jak moja Leonilka, warta, żeby się trochę pokłopotać o nią i pocierpieć dla niej.
Z kolei rozśmiał się smutnie p. Erazm.
— Czyż pani tego nie widzi — rzekł — że nawet, gdybym (o czem nie śmiem marzyć) zdobył serce, nasi rodzice.....
Francuzka mocno się oburzyła.
— Ale jakiż waćpan jesteś prostoduszny i naiwny! krzyknęła, rękami klaszcząc. Tobyś chciał chyba, żeby ci pannę przyniesiono na półmisku. A to mi się podoba! Taka miłość z przeszkodami, z awanturami, sekretna, otoczona mnóstwem niebezpieczeństw, oblana łzami, tragiczna — czy może być na świecie co piękniejszego i ponętniejszego! Cóż to uczucie bez tej przyprawy warto! O! wy Polacy! wy Polacy! wy nigdy tych delikatnych sentymentów, jakiemi my żyjemy, nabyć nie potraficie.
Na tem się skończyła prawie rozmowa, ale poszła do głowy p. Erazmowi, tak, że się nią upił zupełnie. Nazajutrz Francuzka kazała sobie zrana towarzyszyć znowu; zaprzęgła posłusznego chło-