Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bin tak była z niego szczęśliwa, że ani go puszczać chciała.
Napomknął coś o zajadłej kłótni z Czemeryńskimi, a Francuzka żywo odpowiedziała:
— A mnie tam co do tego, że się starzy dąsają na siebie? Waćpan dlatego, choć żyjecie w takiej rozterce, na moją Leonilkę, u Podkomorzego na weselu, patrzałeś jak w tęcze i ażeś się oblizywał! Ho! ho! nieprawdaż? Ale-bo co śliczna, to śliczna!
Pan Erazm potwierdził gorąco bardzo.
— A widzisz waćpan — dodała Francuzka, ja mam dobre oko. Ho! ho! Podobała ci się?
— Zapewne, ale cóż z tego? ani do niej przystąpić! — odparł smutnie Erazm.
— Co acan pleciesz! — żwawo poczęła Francuzka — ani przystąpić? Tak to u was; a u nas gdy kogo miłość gorąca opanuje, cale inaczej. Nie zważa się na żadne przeszkody, gruchocze się skały, zabija olbrzymów, podkrada pod okna, przebiera, naraża, wojuje, dopóki miłość nie zostanie uwieńczoną!
Gdybyś waćpan na prawdę się zakochał w Leonilce!...
Erazm się mocno zarumienił, bo mu w istocie niewiele już do tego brakło, lecz przerwał zaraz:
— Czy pani nie widzi tego, że panna Leonilla na mnie nawet i spojrzeć nie chce.
Pani St. Aubin się rozśmiała.