Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie słychać jednak było o żadnej biedzie w Łopatyczach; chociaż trochę się tam szyki pokrzyżowały.
Ów baron Niemiec, który się zdawał tak do Leonilli przysiadać, nie dał się zaprosić na projektowany bal dla państwa młodych u Czemeryńskiego. Wszyscy wogóle Niemcy natychmiast po weselu wybrali się do Warszawy i Drezna, pod tym pozorem, że Najjaśniejszy Pan bez nich żyć nie mógł.
Tak więc upadła nadzieja uzyskania za pośrednictwem grafów niebieskiej wstęgi. Podkomorzy Buchowiecki nie odmawiał w tem pomocy swej i zięcia protekcyi, lecz zarazem przyznawał się, że Brühlowi trzeba było za to dać duser, conajmniej z tysiąca czerwonych złotych się składający, dlatego, że sędzia senatorem nie był; a król mocno się opierał mnożeniu kawalerów bez odpowiedniej kwalifikacyi. Oprócz tego kontrakta tegoroczne wypadały jakoś niedobrze, pieniądze się nie poławiały.
Dochody z Łopatycz rozłaziły się, jak mówił sędzia. Niemal cała nadzieja była na Kaczorze, który miał przyobiecane porękawiczne wcale ponętne.
Przez dni prawie dziesięć komornika widać nie było, ani o nim słychać. Gdy już zcicha go łajać poczynał Czemeryński, on razem ze szlachcicem się jakimś przystawił. Szlachcic wysiadł naprzód u Śliwki, a Kaczor przybiegł do dworu.