Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mornik i za ręce chwytając gospodarza. — Chcę — tak mi Boże dopomóż. Ale — chudy pachołek jestem, na prześladowanie się wystawić nie mogę. Jak mnie pan zdradzi, żonę i dzieci mieć będziesz na sumieniu.
Strukczaszyc, milcząc, poszedł do stolika, na którym stał krucyfix, wziął go w ręce i przed Kaczorem, schyliwszy się, w nogi Chrystusa pocałował. Co uczyniwszy, postawił krucyfix na swem miejscu.
Była to przysięga, a kto starego Hojskiego znał, ten wątpić nie mógł, że on jej, gdyby życie dać przyszło, nie zdradzi.
Komornikowi twarz się wyjaśniła.
— Wszystko będzie jak pan nakażesz — powiadam, wszystko.
Dano wieczerzę; jadł Kaczor tak, jakby w Łopatyczach na obiedzie nie był. Zamknęli się potem w kancellaryi Strukczaszyca nad jakiemiś papierami, z których gospodarz dyktował a komornik pisał. Trwała ta konferencya do północy blizko, poczem Hojski, resztę pacierzy domówiwszy, spać się położył. Nazajutrz dodnia Kaczora już nie było; ale p. Blandyna oddawna w tak dobrym humorze brata nie widziała. Nadzwyczaj rzadko mu się zdarzało nucić, a nazajutrz wieczorem z drugiego pokoju usłyszała jak podśpiewywał.
— Ale to coś osobliwego! — rzekła w duchu, — chyba Czemeryńskim się co zrobiło.