Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdziwiło to p. St. Aubin.
— No — ale cóż-bo było począć, proszę cię — dodała żywo sędzianka. Na środku sali wpada na mnie jak jastrząb, porywa za rękę i niesie. O mało-m nie omdlała. Ale, powiadam ci! jak tańcuje!
— Wiesz, że sędzina dostała mdłości! — odparła St. Aubin — zlękła się, aby p. sędzia nie zobaczył, bo-by był wpadł i awanturę zrobił.
— Tatko nic nie widział, — odparła Leonilla — i po cóż mu to mówić! No — przypadek! Cóż tam — ale jak tańcuje! — powtórzyła raz jeszcze Leonilla.
— A baron? — zapytała Francuzka z przekąsem.
Śliczna panna wydęła usta, powiodła oczyma po sali; nie odpowiedziała nic.




Wesele u p. Podkomorzego zostawiło po sobie mnogie i rozliczne wspomnienia. Sędziemu nie powiedział nikt o tem, że syn jego wroga dwa razy z sędzianka śmiał tańcować: uczyniono z tego tajemnicę.
Czemeryński tylko opowiadał nadzwyczaj patetycznie owo spotkanie ze Strukczaszycem we drzwiach Bibotheki, bo tak zwano pokój, w którym beczka wina stała. Powróciwszy do domu, najpierw opisał to ks. ex-definitorowi, potem dwom sąsiadom, naostatek ekonomowi. Do opowieści tej zakażdym razem przybywały nowe i piękne szczegó-