Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas wprawiony został w niepokój okrutny. Zapomniano go uwiadomić o odwołaniu, o chorobie.
Chociaż z Bronisławem się nie widywali, pan Kalikst pobiegł do niego do biura, dla pospiechu.
Przyjście jego oznajmywało, że sprawa jakaś była ważna. Poszli do kąta razem.
— Julianowstwo zaprosili rodziców do siebie i nas — począł Mecenas, ale coś nagle zaszło u nich. Wieść chodzi, że się rozwodzą.
— Plotka — rzekł Bronisław zimno, tyle w tem prawdy może, iż Julianowa chora i podróż odłożona.
— Oho! zawołał Kalikst — więc się to potwierdza.
Radca stał nader obojętny...
— Gdyby nawet pomiędzy Julianem i jego żona coś — nastąpić miało — rzekł — cóż to nas obchodzi? Niepodobna do grobowej deski być solidarnym z całą familią, do wszystkiego się mieszać, każdą rzecz odboleć... Jak sobie Julian posłał, tak się wyśpi.
— Mnie idzie o rodziców — przerwał Mecenas, im bym chciał przykrości oszczędzić... dlatego przyszedłem się poradzić.
— Rodzicom, jeżeli co jest, zataić należy — rzekł p. Bronisław, który się niespokojnie oglądał, chcąc skończyć co najrychlej rozmowę. Mecenasowi nie wypadało nalegać, ukłonił się i odszedł.
W Chrzanowie wszystko o ile możności po-