Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do braci, pojedna ich z sobą, musiał to do sposobniejszej odłożyć chwili.
Tegoż dnia od Sabiny przyszedł list z przypiskiem męża, tłumaczący ją, że dla choroby na pogrzeb przybyć nie może, a u siebie w kościele nabożeństwo żałobne za dusze rodziców odprawić każe, na które oboje państwo Słupscy rodzinę zapraszali.
Zwłoki jeszcze leżały na katafalku, gdy skutki śmierci głowy rodu w całym domu się czuć dały i zmieniły jego fiziognomię.
Rodzina zamiast połączyć się u tego grobu, rozbitą się zdawała niepowrotnie.
Przeciwko testamentowi, który na żaden sposób naruszonym być nie mógł, nikt wystąpić nie chciał, ale wszyscy z niego byli niekontenci, wyjąwszy może Mecenasa, chociaż i ten znajdował, że Wólka była dla niego ciężarem. — Utrzymanie Podkomorzynej, gracyalistów licznych, legata, rozmaite służebności przywiązane do majątku, czyniły w istocie posiadanie jego dosyć kłopotliwem. — Mecenas umiał tak wytłumaczyć rozporządzenie ojca, iż korzyści żadnych z ocenienia taniego nie miał wyciągnąć.
Julian skarżył się przed wujem, że ojciec mu najmniejszej folgi nie uczynił i zbyt ściśle go obrachował... Bronisław powtarzał, że on Wólkę by wziął chętnie w tych warunkach...
Mecenas wygadał się z tem, iż wiedział o datku