Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ochłonąwszy po pierwszem wrażeniu, Sędzia posłał po Justynę — uścisnął ją ze łzami — i dał jej odebrane pisma do przeczytania.
Na dziewczęciu uczyniły one nadzwyczajue wrażenie. Serce jej się poruszyło — chciała bodaj lecieć paść do nóg temu nieznamu stryjowi... dopiero gdy raz i drugi z Podkomorzyną razem odczytała stryja przypisek — musiała ostygnąć — tak z niego sobie mało obiecywać było można...
Doznała przykrego zawodu i spłakała się po cichu... Miała wprawdzie rodzinę — ale ten jedyny człowiek, który ją reprezentował, nic nie mógł i nie chciał dla niej uczynić, nie spieszył nawet poznać ją, zobaczyć...
Niemniej jednak wdzięczną była Kunaszewskiemu, który dał dowód prawdziwego przywiązania i troskliwości o nią — wyszukując po latach tylu rodzinę sierocie...
Przez kilka dni zajmowano się tem w Wólce mocno, mówiono wiele... w końcu ostygli wszyscy... Stryj archiwista naglony przez pana Floryana, aby z nim razem pojechał do Wólki, zwłóczył i ociągał się.
Od lat podobno dwudziestu kilku nie wyjeżdżał on nigdy z miasta, nawet za rogatki — podróż dla niego była czemś tak strasznem i skomplikowanem, wybór w nią tak trudnym, iż skłonić go do niej, stało się dla pana Floryana prawie niemożliwem.