Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dział stary, że żona nie śmiała ze swojego majątku wyposażyć sieroty i wziął to do serca...
Testament jego był oddawna zrobiony, a o wychowance w nim także wzmianki żadnej nie było. Po naradzie z ks. Zarębą Sędzia postanowił nagle, kodycyl dołączyć do ostatniej swojej woli, sprowadził notaryusza i — nic nie mówiąc o tem Justynie, — zapisał jej sto tysięcy złotych.
— Mam zupełne prawo dorobkowym groszem rozporządzić — mówił do siostrzeńca. Ona była dla nas obojga dzieckiem, podporą, gdy nam własnych dzieci nie stało... nie chcę pozostać niewdzięcznym.
Jeżeli wyjdzie za Kaliksta — to familia nie straci, a nie — to niechże jej obcy nie wymawia, iż ją wziął bez grosza...
Stary raz to postanowiwszy, spieszył, naglił, jakby się obawiał przeszkody jakiejś, i nie miał spokoju, aż kodycyl wedle wszelkich prawnych form nie wykonał...
Jeden ks. Zaręba wiedział o nim.
Wkrótce potem nadszedł list Kunaszewskiego z przypiskiem archiwisty. Zląkł się czytając z początku stary Szelawski, aby ten stryj mu nie chciał zabrać Justyny, ale uważne odczytanie listów przekonało go, że się tego wcale obawiać nie potrzebował, i że Justynie oprócz tej pociechy, iż na świecie miała kogoś pokrewnego, nic się więcej nie obiecywało z owego wielkiego odkrycia...