Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do pewnego stopnia tem wiążę i — musiałbym potem brać jego stronę...
— Mam nadzieję, że bądź cobądź, staniesz pan po mojej stronie — przerwał Kunaszewski — dosyć, abyś się w tem rozpatrzył...
Im dłużej przeciągała się rozmowa, tem archiwista, zamiast się okazywać nią ujętym, zdawał ostrożniejszym i chłodniejszym. Rozpytywał tylko wiele o najmniejsze szczegóły i powtarzał uśmiechając się, że prawdziwym cudem się z sobą spotkali, a pojąć nie mógł, dlaczego dawniejsze pilne poszukiwania na niczem spełzły.
Co do podróży do Wólki — pan Krzysztof ani odmawiał ni przyrzekał, zgodził się tylko na to, że do listu, który Kunaszewski miał do Sędziego pisać, donosząc o znalezieniu rodziny panny Justyny, kilka słów udowadniających istotę rzeczy — dołoży.
Wszystko to bardzo chłodno — bardzo się odbyło oględnie, archiwista kilka razy spojrzawszy na swój srebrny zegarek, zabrał się do powrotu, a że panu Floryanowi szło o dokładną wiadomość adresu, ofiarował się go odprowadzić na Nowolipie, i na trzecie piętro z nim do starego i niepoczesnego domu się wdrapał, w którym Wolski parę izb zajmował.
Z początku niezmiernie uradowany powodzeniem pan Floryan, gdy pozostał sam i począł rozważać, co zdobył — postrzegł, iż do wyszukanego