Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla panny Justyny zaś — wtrącił Kalikst, daleko bezpieczniej iść za rozumem, niż za uczuciem, które zawieść może...
Więc pani Podkomorzyna sądzi, że się młodzi — kochają?
— Nic nie wiem — rzekła Podkomorzyna. Justysia nadto jest skromną i bojaźliwą, od niej się dowiedzieć niepodobna, ale Kunaszewski do szaleństwa rozkochany..
— Panna Justyna jednak matce przyrzekła najuroczyściej, że za mnie wyjdzie — dodał Mecenas.
— Umierającej odmówić nie mogła — przerwała rezydentka, wiem o tem, i co przyrzekła pewnie dotrzyma, ale czy pan będziesz miał odwagę się o to upomnieć?
— Dlaczego nie? odparł żywo Mecenas — Jestem w sumieniu spokojny. Chcę jej szczęścia, równie jak mojego własnego — będę się o nie starał. Panna Justyna jest za młodą, aby życie na seryo wziąć mogła — ja odpowiadam za przyszłość.
— Jeżeli tak — głosem osłabłym i drżącym, dokończyła ociemniała staruszka, nie mamy co mówić o tem... Jednakże z Sędzią o tem mówić teraz, wymagać od niego ofiary tej, aby się wyrzekł jedynej domu podpory — miłość synowska panu nie dozwoli.
— W istocie się bez panny Justyny obejść