Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dach musiały być zmienione. Pani Bronisławowa chciała mieć przy sobie dzieci, kamerdyner pana Adolfa dla pana wymagał osobnego pokoju i krzywił się, gdy mu jeden wspólny z panem Julianem wskazano.
Pani Julianowa żądała, aby Chryzio nie na górce, ale przy ojcu pozostał... a tam trudno było trzecie łóżko postawić.
Wszystko to o tę nieszczęśliwą Justysię się obijało i rozbijało, bo Sędzina tak była swojem szczęściem zajęta, że całując ją i ściskając powtarzała. — Rób sobie co chcesz, moje dziecko! Ja już nic nie wiem, oprócz, że ich mam.
I biedne dziewczę, narażając się, musiało łamać głowę nad tem, jak żądaniom dogodzić i wszystkim uczynić zadość, albo przebłagać.
Herbata i wieczerza przeciągnęły się bardzo długo, rozmowa stała ożywioną, chociaż mówiono tylko o sprawach ogólnych, gospodarstwie, cenie wełny, zboża i majątków... Sędzina tymczasem dopytywała o wnuków, których jej nie przywieziono. Sabina szczególniej się uniewinniać musiała, bo nie przywiozła żadnego.
Po dziesiątej nareście czas było pomyśleć o spoczynku, a właściwiej o rozejściu się, bo każdy tyle miał jeszcze do czynienia u siebie, przed położeniem się do snu, że wiele czasu upłynęło, nim świece pogaszono, rozmowy ustawać zaczęły, i spokój powrócił. Justysia i czeladź, która na dzień ju-