Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

policya z niego nic prawie dojść nie mogła. Zaczęto poszukiwać rodziny, a tymczasem litościwa Szelawska wzięła sierotkę do siebie.
Taką była wersya oficyalna — i nikt z bliższych nie śmiał wątpić o prawdzie tego, co mówiła pani Sędzina — jednakże po za granicami Wólki stworzono sobie legendę o pochodzeniu Justysi wcale inną, tajemniczą, i chciano w niej widzieć jakąś — krewną daleką, nie uznaną czy po Drwęskich, czy po kimś z rodziny, który się nie mógł zająć jej losem.
Sędzina opowiadała dalej wszystkim, że lata upłynęły na próżnych poszukiwaniach i korespondencyach: o których skutek się nikt nie troszczył — a ona tymczasem przywiązała się do wychowanki o którą nikt się nie upominał.
Wolskich różnych herbów od Wól i Wólek zwanych, tyle rodzin było w dawnej Polsce, że pomiędzy niemi krewnych sieroty odszukać zdawało się już niepodobieństwem.
Mgła więc gęsta okrywała kolebkę Justysi. — Z drobiazgów, które razem z dzieckiem oddać miano Szelawskim, wnosić było można, iż Wolscy ci do szlachty należeli, bo się sygnet znalazł herbowny..
Musieli też niegdyś być ludzie dostatni, bo wszystko co zmarła miała przy sobie (opowiadała Sędzina), choć stare, zużyte, wynoszone — wytwornem niegdyś było i drogiem. Cudem jakimś (zawsze wedle słów pani Szelawskiej) i metryka