Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak zapamiętam rodziców, nigdy u nich żadne krzesełko raz sobie naznaczonego miejsca nie zmieniło. To powolne, spokojne, jednostajne życie, ludziom i sprzętom daje niespożytą siłę. Są tam ławeczki i stołki starsze, niż my wszyscy, a wyglądające młodo.
Dwie panie zaczęły spiskować po cichu, bracia przysunęli się do siebie.
— Dom ojca, ciągnął dalej Julian — możnaby oddać do muzeum starożytności. Przypomina wiek przeszły ze swymi rezydentami, z polską swą zawiesistą kuchnią, ze sługami pociesznie spoufalonemi i patryarchalną fiziognomią.
Westchnął.
— Mój Boże! dokończył — gdyby ojciec nie upierał się sam w Wólce gospodarować i kapitałami rozporządzać — jakiegoby się można dorobić majątku! ale z nas nikogo nie posłucha.
— Ba! odparł Bronisław śmiejąc się, ojciec nie przywiązuje wagi do grosza i majątku, a dziś bez tej sprężyny niema życia, gdyby chciał!!
— Bez pieniędzy i bez stosunków, wegetuje się tylko — dodał Mecenas. Stosunki zaś na to się tylko w istocie przydały, aby dorabiać się pomagały. Dziś pieniądz wszystkiem!
Pani Julianowa obejrzała się tylko, ale nie zaprzeczyła.
Nasi starzy tej wagi grosza nie chcą zrozu-