Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stojny i żwawy, daleko mniej wyelegantowany, niż Chryzio — wsunął się właśnie, szepcąc matce, że podano herbatę, a piękna Lola zbliżyła się do wspaniałej bratowej, przepraszając ją, że na przyjęcie nie była przygotowaną.
Zdaje się jednak, że przeciwnie być musiało, bo stół w jadalnym pokoju bardzo obficie był przysmakami zastawiony, i jak wszystko, co otaczało państwa Bronisławowstwa, świecił, połyskiwał, chociaż zbyt smakownem urządzeniem się nie odznaczał. Jaskrawe fajanse angielskie zastępowały porcelanę, srebra były widocznie przypadkowo nabyte i niedobrane, — cały serwis robił wrażenie zbieranej drużyny.
Wzrok pani Julianowej, surowej w sądzeniu o elegancyi domu, do której niezmierną wagę przywiązywała, z przyjemnością spoczął na tym stole mieszczańskim, na którego przyozdobienie gospodyni domu się wysadziła.
Dwaj chłopcy, paniczykowaty Chryzio ł żwawy, nieco mniej wydelikacony, łobuzowaty Klemens, syn gospodarza, zdala tylko spoglądali na siebie.
Angielska moda Chryzia imponowała malcowi, który kołując starał się zbliżyć do niego, aby mu się lepiej przypatrzeć.
— Zdaje się, że w Wólce nie znajdziemy nic nowego — począł, zasiadając pan Julian, i rozpatrując się po półmiseczkach z zimnemi przekąskami.