Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

torami dzielić potrzeba... Ja lubię, jak anglicy być panem u siebie..
Zapewne! przerwał Bronisław. Na wsi jest to możliwe, nie w mieście, gdzieby było za nadto kosztownem..
Wchodzili powoli do salonu, pan Bronisław śledził na twarzy brata, jakie uczyni wrażenie. Państwo Julianowstwo temi samemi zazdrosnemi, nieco szyderskiemi oczyma mierzyli salon, któremi się przypatrywali wspaniałym wschodom z marmuru szląskiego, pokrytym kobiercem..
Bronisław oczekiwał pochwał należnych.
— Co to was kosztować musiało! zawołał w końcu Julian.
— Dosyć dużo — odparł szybko gospodarz — ale bądź cobądź, opłaca się to. Nie byłbym dla dogodzenia fantazyi i pochwalenia się przed ulicą, wkładał kapitału, gdybym pewnym nie był, że procentować musi.
Wprawdzie domy moje nad Wisłą przynoszą stosunkowo daleko więcej, ale to inna wcale spekulacya..
Sklepy na dole, pierwsze piętro, na innych obrachowane lokatorów, ani dnia nie stały próżno, a mam ludzi spokojnych i zamożnych. Niemal się o nie licytowano, miałem pretendentów do wyboru.
Z pospiechem, zarumieniona nadbiegła w tem gosposia, witając z wielką czułością i nadskakiwaniem wystrojoną, zimną i znudzoną bratową, którą