wiele do czynienia. Nadchodzący św. Jan miał posłużyć p. Bronisławowstwu do ujęcia sobie rodziców i do zbliżenia się razem do braci, którzy przybycia odmówić nie mogli. Zamierzano go obchodzić jak najuroczyściej, wielką ucztą i zebraniem osób jak najmilszych Sędziemu. Do tych należał siostrzeniec ks. Zaręba, po którym niezmiernie tęsknił stary.
Z listów jego dosyć często przybywających, donoszących ze szczegółami, co się w Wólce działo, dobitnie widać było, iż oddalenia się wuja nie pochwalał i że domagał się pilno powrotu na stare śmieciska. Pomimo to zaprosić go należało koniecznie.
Bronisławowstwo nie wiedzieli, iż nawet nie proszony byłby przyjechał, gdyż Julian skłaniał go do tego, przedstawiając mu, jak pobyt w Warszawie był dla starych nużący i niewłaściwy. Ks. Zaręba był tegoż zdania, a jemu wtórowało całe osierocone sąsiedztwo Wólki, domagające się kochanych Szelawskich..
Ściśle teraz obliczając się, państwo Bronisławowstwo widzieli, że choć na oko, dokazali wiele, jednak do celu, ku któremu zmierzali, jeszcze było daleko. Lola nie rozpaczała. Staruszka, babcia przywiązała się do wnuków tak, że po całych dniach niemi prawie wyłącznie się zajmowała. Jadwisia miała służyć za dźwignię, za narzędzie. Radca plan cały już był ułożył. Dom stary, w którym na dole
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/156
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.