Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiedział, gdzie jej szukać, rzekł pan Floryan. Wszakże i ja bym tu dziś nie był, gdybym się istnym przypadkiem o dziaduniu nie dowiedział.
— A zkądże moja egzystencya była waćpanu wiadomą! spytał zdumiony Teodor.
— Z drzewa genealogicznego — rzekł młody.. Nadzwyczaj mi to zawsze bolesnem było, że sam na świecie pozostałem z rodziny, niewypowiedzianie się też cieszę, iż kochanego dziadunia uścisnąć mogę i —
Tu się zbliżył do uścisku, ale Kunaszewski stał jeszcze tak rażony tem, co go spotkało, osłupiały, nie dowierzający, — że pan Floryan wstrzymać się musiał. Łzy nareszcie pokazały się staremu na powiekach.
— Jezu miłosierny! zawołał składając ręce.. a to cud prawdziwy! Ja sierota.. w tej oto mojej starości nagle znajduję familię.. Więc jesteś wnukiem Narcyza?
— Ale tak, tak, kochany dziaduniu — powtórzył młody.. oglądając się po izdebce — i niewymownie czuję się szczęśliwym. Cóż dziadek tu robi?
— Przyjacielski dom — odparł skłopotany Kunaszewski, spuszczając oczy. Cóż ty chcesz, żebym robił. Z Szelawskim znaliśmy się w młodości, ja straciłem wszystko i familię i majątek, ani domu, ani łomu. Musiałem u niego przyjąć gościnę.. przy-