Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z prawdziwą przyjemnością służyć panu będę — odparł książę z miną poważną. Wszystkie te kwestyje przedsiębierstw, kolei, przemysłu, stowarzyszeń, niesłychanie mnie zajmują!! Założyłem sobie za cel życia być użytecznym, spełniając obowiązki, jakie wkłada właścicielstwo dóbr u nas... Niestety! westchnął książę, bijąc ręką po książce... jakżeśmy jeszcze daleko od anglików...
— Nawet od niemców! odparł Płocki — lecz dla czegożbyśmy usiłować nie mieli ich doścignąć...
Rozmawiając, obaj panowie przypatrywali się sobie z uwagą nie inaczéj, jak oblegający twierdzę patrzy na jéj mury, szukając, gdzieby najłatwiéj wyłom mógł uczynić i nim się dostać do wnętrza — Płocki, który przed chwilą w domu obracał się jakoś rubasznie i niezbyt zręcznie, a ruchy miał zdradzające młodość spędzoną prędzéj pod gołém niebem i w przedpokoju, niż na woskowanych posadzkach — teraz umiał tak nagle przybrać dystyngowane manijery, które raczéj odgadywał instynktem, niż się ich wyuczył, że książę wziął go za to, co się w języku wielkiego świata, un homme comme il faut, nazywa.
Nawzajem Płocki nie śmiał nawet powątpiewać, iż przerwał księciu studyja nad historyją handlu angielskiego, lub czytanie artykułu pana de Mazade, gdy Bogiem a prawdą, książę przed chwilą przy wejściu kamerdynera stał w oknie i patrzał przez lornetkę na dziewczęta wiejskie które naprzeciw ze studni wodę czerpały.
Oba panowie grali wybornie swe role sensa-