Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz, szepnęła Eulalija, śmiało wejdźmy do salonu i przygotujmy się do walki...
— Ja do niéj zupełnie jestem zbrojny! odparł Piętka z zapałem.
Zdaje się, że i zamiana pierścionków nie uszła śledczego oka gospodyni. Kobiécina bardzo uważna i przebiegła, znała doskonale pierścionek kuzynki, na którym było skromnych kilka turkusików, jak tylko usiadła przy niéj, dostrzegła, iż turkusy zmieniły się na ładny opal, obwiedziony emaliją czarną. Nie mówiąc nic, uśmiechnęła się tylko. W ten moment wysunęła się ku Piętce, stojącemu na uboczu i wyciągnąwszy go za sobą za próg salonu, zawołała.
— Pokaż mi pan ręce...
Zagadnięty niezrozumiawszy, o co chodziło, wyciągnął je naiwnie. Spojrzała pani Nurska, pierścionek z turkusem błyszczał na nich... rozśmiała się i uciekła...
Podano wieczerzę. Małżeństwo coś poszeptało z sobą, zjawiły się na stole, przeciwko zwyczajowi skromnego domu, dwie butelki szampana. Gospodarz, nalawszy kieliszki, wstał, trzymając swój w ręku i odezwał się.
— Mam zwyczaj w braku solenizanta, w niedostatku imienin, gdy mi braknie vivatu, szukać sobie zawsze jakiegoś pretekstu, aby szampan nie przepadł bez znaczenia, po cichu. Szampan jest od Boga dany na dni godowe... Proponuję więc państwu na wzór rzymian, którzy sakryfikowali Deo ignoto, nieznanemu Bogu (o czém nas w szko-