Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten cały zwinął się jakoś naturalnie w jeden krąg, aby się nie pomieszać z innym. Można go było rozpoznać po pewnym air, który nazywa się dystyngowanym, a jest najczęściéj tylko kwaśnym.
Oczy téj części towarzystwa z niezmierną ciekawością, ale ukradkowo, zwracały się ku światowi milijonerów, a w téj ciekawości chemik byłby odkrył mnogie składowe atomy zazdrości, gniewu, niechęci i wstrętu.
Stara panna obwinięta szalem prawdziwym, ale podobno służącym drugiemu już pokoleniu, chciwie pasła oczy obrazem, który się jéj przedstawiał tak zbliska; nikt pewnie troskliwiéj inwentarza garderoby tych pań nie spisał w pamięci, nad nią. Była to jéj specyjalność. Na wieczorach u baronowéj mogła opisać nie tylko każdą z pań, ale nawet wskazać, skąd one brały ubiory swe i co one kosztowały.
Smak, z jakim się postroiły owe panie na koncert, skromność ich toalet, najwyższy w niéj gniew obudzały.
— Niechże hrabina spojrzy na tę Płocką, szeptała jéj do ucha, on dirait une princesse.
— Tego ja nie powiém, odparła z dumnym uśmieszkiem Sybilla, bo właśnie widzę księżnę... ubraną, jak koczkodana i niedbającą o to wcale. Że téż nikt miłosierny nie powié jéj, jak się ma ubrać, aby nam wstydu nie robiła. Elle a l'air demimonde.
— A ja kochanéj hrabinie powiem, kończyła stara panna, ja to znajduję bardzo właściwém.