Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czuł w tém już robotę swego dawnego kolegi, ja nic jeszcze podobnego nie słyszałem. Ale Werndorf niewiele dba o opiniją, więcéj o sumienie, i do opinii wdzięczyć się nie będzie... mało go ludzie obchodzą.
Po kilku jeszcze rzuconych z obu stron wyrazach, rozmowa przerwaną została. Bilse ze swą laską marszałkowską wstąpił na estradę, cisza i sykanie dopominające się o nią, płynęły powoli od piérwszych rzędów krzeseł ku drzwiom, aż całą zaległy salę, i uwertura Mendelsona zabrzmiała wykonywana przez tę ogromną orkiestrę, jak przez jednego człowieka. Dyrektor grał ją na swych artystach, w powietrzu wywijając czarnoksięską laską.
Ustały wszelkie rozmowy, oczy się zwróciły ku ognisku tonów, jakby i one miały się napawać niemi, na twarzach słuchaczów odmalował się chwilowy zachwyt, muzyka w inne ich światy przeniosła.
W piérwszych rzędach oprócz arystokracyi złota, widać było i tę drugą starą, która dawniéj do innych swych przywilejów łączyła i ten, że sama jedna w kraju rościła prawo do znawstwa i miłośnictwa sztuki. Tu siedział nieopodal roztargniony i po pięknych spoglądający twarzyczkach książę Nestor i zadumany hrabia Adam, daléj poważna hrabina Sybilla, otyła baronowa z lornetką na oczach, owa panna żółciowa i złośliwa, eksminister pozujący do portretu, kwaśny dyrektor i mnóstwo innych osób dystyngowanych. Świat