Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wytłumaczyć, a jednak była to rzecz nieuchronna. Trzeba się oglądać na drobne nawet okoliczności... Widziałeś wczoraj tego otyłego jegomościa... który był u mnie. Jest to jedna z największych potęg giełdowych... mąż gienijalny... milijoner! Szło mi o to, abym w jego oczach... rozumiész mnie.
— Doskonale, rzekł Piętka, moja wina, surdut i t. d. mogły cię skompromitować... podać w podejrzenie lada jakich stosunków, uchowaj Boże, krewnych ubogich! to kryminał?
— Człowiek ten, dorzucił pośpiesznie Płocki, mało mnie zna, w istocie, pomyślałby, że mam familiją ubogą, że...
— Dlaczegóż ci tak chodzi o niego?... spytał Piętka...
Płocki, milcząc, obracał w ręku kapelusz.
— Przed czasem się nie wygadasz? zapytał.
— Ani nawet po czasie, rzekł przyjaciel.
— Żenię się, żenię z bliską jego krewną, dodał pocichu Julijusz c’est un coup de maitre. Panna jest niezbyt może majętna, lecz pięknie wychowana — stosunki i nazwisko... osoba jéj wreszcie, charakter..! To dziécię dobre i naiwne, z którem uczynię, co zechcę...
— Istotę na obraz i podobieństwo swoje! jak wszyscy stworzyciele! mruknął Płocki.
— Od wczoraj jestem pewnym jéj ręki... — zdaje mi się, żem szczęśliwy... kochać się, nie kochałem, bo ja tego ani rozumiem, ani umiem... lecz rachunek prowadził mnie do interesu... Gdyby