Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rawy i grzędy pstrych wesołych kwiatków. Duża salka i pokój sypialny z małą izdebką służącego składały cały ów dworek.
Pomimo licznych okien salka była przyciemna, bo krzewy wchodziły prawie do niéj i przypierały do ścian. Umeblowanie bardzo proste, sofy, krzesła, fortepian, szafka z książkami, stół zarzucony papierami, ubierały skromnie pokój, w którym znać było pracowitego i cichego gospodarza. Na ścianach wisiały rysunki i sztychy, widoki i studya różnych kraju okolic... Tuż przeze drzwi sypialnia niewiele się od salki różniła... Sylwan otworzywszy drzwi poprowadził ciągle ziewającego jeszcze Hermana wprost do czystego łóżka, które mu wskazał... Nie dając się prosić zrzucił przybyły odzienie, schwycił szlafrok i pośpiesznie padł na posłanie.
— Czy mam czekać na przebudzenie z herbatą, czy do herbaty cię zbudzić? zapytał gospodarz.
— Naiwny jesteś, jeżeli myślisz, że ja tak łatwo usnę, zawołał Herman. Potrzebuję położyć się i spocząć, ale głowę mam pełną myśli — serce pełne wrażeń... sen mnie nie weźmie, choćbym go prosił. Każ robić herbatę a sam zostań przy mnie...
— Więc — zaraz wrócę — rzekł Sylwan — czekaj.
Jakoż w kilka minut, przywoławszy chłopca, który się zajął gotowaniem orzeźwiającego napoju — Sylwan przyszedł i siadł przy bracie. Herman leżał z otwartemi oczyma, blady i widocznie zmęczony...