Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale oprócz znużenia cielesnego, widać na nim było znękanie moralne.
Sylwan wziął go za rękę... W tym uścisku braterskim gdy się dwie dłonie ich splotły, nie patrząc nawet na twarze, można było po rękach obu domyślić się dwóch natur, żywotów i zawodów odmiennych. Hermana ręka biała, delikatna, wypieszczona, z żyłkami sinemi, należała widocznie do człowieka który nic nie miał do czynienia i mógł się nią bawić zarówno i życiem; palce Sylwana zapracowane, silne, opalone, muskularne oznajmowały, że nie próżnowały i nie lękały się dźwignąć ciężaru ani podjąć walki... Chociaż ich łączył węzeł braterski krwi i przywiązania, nic bardziéj nie mogło się różnić nad dwie twarze obu młodych, pokrewnych nawet rysów ludzi — natury tak odmiennéj jak ich dłonie — Herman był bardzo piękny, blady... wybielony życiem pokojowém i pieszczotami; w ustach miał wiele dobroci ale razem szyderstwa... z oczu i czoła biło sceptyczne rozczarowanie i lekceważenie wszystkiego, smutek razem i złość jakaś utajona, duma i boleść. Sylwana twarz podobna krojem, różniła się charakterem poważnym i łagodnym razem, pewną pokorą, która może była tylko rodzajem przekształconéj dumy, w każdym razie nie waśniła się ze światem i spokojnie patrzała nań, nie mając żalu, iż nie takim był jak chciała. Sylwan téż starszym się wydawał o lat kilka i dojrzalszym... w Hermanie młodość burzyła się jeszcze i buchała.