Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogłam osądzić, jak draźliwém byłoby moje położenie w rodzinie, w domu... bo ja i brat jesteśmy nierozerwani... Rozstańmy się więc panie Aleksandrze... dziękuję panu za jego serce dobre dla mnie — ale żoną być nie mogę, nie będę...
Oleś stał jak ogłuszony... jedną rzecz rozumiał teraz, że Hanna zerwała z Sylwanem, a to dla niego mogło tylko być powodem do stania przy pierwszéj myśli poślubienia Lelii. Co dla niéj było przyczyną rozerwania, dla niego kruszyło najważniejszą z przeszkód — obawę Sylwana. W chwili uczucia i myśli zamieniły się, odetchnął wolniéj i postanowił nieustępować...
Rzucił się, chociaż z pewnemi okolicznościami czterdziesto ośmioletniemu człowiekowi niezbędnemi, na kolano (w liczbie pojedyńczéj) przed Lelią — i zawołał z impetem wielkim.
— Ja mam wasze słowo — nie ustąpię...
— Okoliczności się zmieniły... rzekła Lelia byłyśmy z Hanną jedną myślą, duszą jedną — dziś stosunek inny... ja wejść do rodziny waszéj już bym nie mogła...
— Cóż się więc stało nowego? Co zaszło?
— Hanna... obwiniać jéj nie będę i nikogo... Los tak chciał, tak może być lepiéj...
— Ja mam słowo twoje, królowo... powtórzył wdowiec — nieustąpię.
Lelia się cofnęła krokiem od klęczącego, który jéj podawał pierścionek...