Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/205

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    goś zadowolenia naprzemiany... iż Hanna nic z niego wyrozumieć nie mogła.
    — Cóż ty na to? szepnął, patrząc na córkę...
    — Nie godzi mi się w téj mierze żadnego mieć zdania... spełniłam poselstwo moje... reszta należy do ojca... I wyśliznęła się z pokoju.
    Pan Aleksander ubrał się i pobiegł. W drodze postanowił niekoniecznie się spieszyć z powtórnemi zaręczynami, i jeśliby Lelia wymagała zwrotu pierścionka, oddać jéj go na powrót. Zawsze pewny jestem, że gdy okoliczności pozwolą, ręki mi nie odmówi, a bezpieczniéj z tém poczekać.
    Ale w progu już nadzieje szczęścia doradzały mu inaczéj; gdy wszedł nie wiedział wcale jak postąpić. Wejrzenie na Lelię, rozbudziło pragnienia i uczucia...
    — Królowo moja? zawołał rzucając się ku niéj od progu (Sylwan cofnął się śpiesznie do drugiego pokoju, aby się z nim nie spotkać). Królowo moja... Hanna przyniosła mi pierścionek! Ja nic nie rozumiem..
    — Hanna powinna była to panu wytłómaczyć, odezwała się Lelia.
    — Niechciała mi powiedzieć! — na miłość Boga co to ma znaczyć?...
    — W krótkich słowach powiem panu, odezwała się Lelia — panna Hanna, która okazywała zawsze wiele przyjaźni dla brata mojego pod pozorem błahym, odjęła mu wszelką nadzieję... Z rozmowy z nią