postąpić — udać się do wdówki, do Lelii.. i téj zawrócić głowę... trochę skompromitować...
— Daj ty mi pokój — boję się jéj, raz widziałem — ale prędzéjby ona mnie niż ja ją skompromitował!
Śmieli się rzucając tłustemi konceptami, które znać lubili oba, z tą tylko różnicą, że Lubicz mówił je cichuteńko ledwie dosłyszanym głosem, a Dołęga krzykliwie... Wpadli na przegląd ogólny kobiecego towarzystwa, dokonywając go z cynizmem, który po śniadaniu nawet trudno było wybaczyć.
Lubicz jednak spojrzawszy na zegarek przekonał się, że czas było przerwać tę miłą rozmowę i iść się pokazać na sumie w kościele. Dołęga nie mógł mu towarzyszyć, gdyż potrzebował dopilnować Olesia, bojąc się aby kto inny go nie opanował... Poszedł więc zaraz do niego.
Pan Aleksander jadł tego dnia śniadanie u siebie i był w dosyć frasobliwym humorze — w swoim pokoiku. Stał przed nim prosty pasztet tylko i butelka czerwonego wina...
— Cóż ty anachoreto tak smutnie o marnościach światowych rozmyślasz! zawołał donośnie wchodząc Dołęga...
— A bom zły, aż mnie głowa boli.
— I pasztetem się leczyłeś?
— Nie — winem... a i to nie pomogło.
— I — zkądże złość...
Gospodarz się obejrzał, na zamknięte drzwi do
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/119
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.