Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który go już opuścić nie chciał, nie mógł nawet z darowanych godzin skorzystać. Chciał więc sam iść do woźniców i przewodników o konie, gdy Hennichen oknem wyjrzał, dowiadując się, o co się spierali. Powiedział mu wojewodzic swoją biedę, dodał słowo Tilius, który rad się był pochwalić, iż z towarzyszem w drogę się puszcza.
— Przyznam się wam, hrabio miły — odezwał się gospodarz — iżem ja o tem dobrzee wiedział, że nocą nie pojedziecie. Wprawdzie gościńce u nas powoli się oczyściły z drapieżnych rycerzy, a no lepiej zawsze za słońca lasy przebywać; nie łacno do takiej drogi towarzyszów znajdziecie, więc spędźcie wieczór u mnie, spocznijcie potem na górze, a jak świt, niech was bogi prowadzą.
Tilius uważał się też za zaproszonego, co mu niepospolitą sprawiało przyjemność. Weszli więc na górę, dokąd i Hennichen się udał, kazawszy wina z korzeniami i cukrem zagrzać, aby było przy czem siedzieć, pókiby wieczerzy nie podano.
Udali się wprost do jadalnej izby, dokąd też zaraz i ciocia Gertruda nadeszła ze zwykłą zapobiegliwością swą, dowiadując się a rozpatrując w ludziach i twarzach.
Jak zrana tak i teraz Hennichen był wesół bardzo. Ujął zaraz wojewodzica pod rękę