Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zostawiwszy Tiliusa na rozmowie wielce ożywionej z ciocią Gertrudą, która się nim mocno zajęła, wciągnął go we wgłębienie u okna.
— Przypadek nas poznał i zbliżył, czas nas poprzyjaźnił — ozwał się do wojewodzica — nie bierzcie mi za złe, że stary a doświadczony zapytam was z troskliwością dobrego sługi i przyjaciela: macie-li zasób na drogę? przysłał-li wam rodzic co trzeba?
To mówiąc, w oczy mu patrzał pilno. Janusz się rumienił.
— Nie wiele potrzebuję — odparł — a zda mi się, że będę miał, ile na drogę trzeba. Niemniej dziękuję wam, panie Hennichen, za ten dowód przyjaźni.
— Nie dziękujcie — wtrącił stary — nagotowałem worek z dwóchset florenami złotymi. Nie wielka to rzecz. Nie zapotrzebujecie ich, to mi je odwieziecie lub przekażecie; a jeśli w podróży niespodzianego się co trafi, podziękujecie mi, żem przewidział. Podróżowałem ja wiele — dodał — a nie pomnę, żeby droga bez przypadku się obeszła, który zwykł na worku się kończyć. Widzę, że niespodziewanego zyskaliście towarzysza, który za dwóch jeść będzie pewnie... stoję więc przy swojem.
Podał mu rękę. Janusz już nic nie odpowiedział, wzruszyła go ta troskliwość, niemal ojcowska.