Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie chciał zupełnie nadziei odbierać Hennichenowi, lecz mu jej też nie dawał, przedstawiając dumę panów i ich zupełną od reszty świata odrębność. Utyskiwał też przed nim na niechęć wogóle ku wszystkiemu co było niemieckie, a nie zapomniał dodać, że do cesarstwa wstręt był teraz większy z powodu żony królewskiej, i że nawet z największemi rodzinami rakuskiemi niechętnie się bratano.
Złe to były nowiny, lecz Hennichen nie łatwo się dawał zbić z drogi i odebrać sobie nadzieję. Szło mu o los dziecięcia, dla którego największe ofiary nicby go nie kosztowały. Chciał się zbliżyć przynajmniej do wojewodzica, albo mu dać znać o sobie, co łatwem nie było, bo niespełna wiedziano nawet gdzie go szukać. Wilms miał wiele stosunków między pany, obiecywał więc dowiedzieć się coś o losie wojewodzica, a gdyby potrzeba było, bodaj posłać kogo na zwiady.
Następny dzień spłynął na rozpytywaniu się po ludziach, a najwięcej we Zborze, bo tu o pisarzu wiedziano: liczono go bowiem do tych niewielu panów, co do nowej wiary wyznawców należeli, choć pisarz w istocie sam dobrze nie wiedział kędy się ma przypisać.
Trafiło się właśnie, iż zbiegły z Zalesia Zaranek szukał teraz szczęścia w Krakowie,