Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaraz ciekawie w robotę zajrzeć i pochwalił ją. Zadziwił się tylko rozmiarom rozpoczętych mis, roztruchanów, dzbanów, nalewek i miednic; bo w Niemczech mniejsze wolano, a tu olbrzymich one były miar i poczwarnie rozrosłe. Jął mu, śmiejąc się, tłumaczyć to Wilms: iż co kraj to obyczaj, że w Polsce właśnie, choć cienkie kuto naczynia, ale wielkie, aby się z czem popisać było. Większa ich część przeznaczona na dary dla obcych, na przyjacielskie pamiątki, na nagrody za dworskie posługi, musiała lśnić i dużo miejsca zajmować.
Starszego czeladnika zostawiwszy przy dozorze warstatu, Wilms odpasał fartuch i poprowadził Hennichena do żony swej i dzieci, aby dobroczyńcy swojemu domowe szczęście pokazał. Przyniesiono wino osłodzone i przekąski, zasiedli gwarzyć, a wprzód Wilms się rad był dobadać co tu sprowadzało spokojnego Wittembergi mieszkańca.
Dopiero gdy się we dwu zostali sami, Hennichen mógł mu odpowiedzieć na to. Począł od kamieni na sprzedaż przywiezionych, i że się rad był z nimi królowi jegomości stawić. Lecz trafiał właśnie na chwilę, gdy już król chorzał, z żoną się zupełnie rozstawszy, a przystęp doń nie był łatwy. Pieniędzy też w skarbie królewskim nie było, o czem Wilms najlepiej wiedział, bo za do-