Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z sobą. Znane było wówczas w całej Europie upodobanie w nich Zygmunta Augusta i zbiory jego, którym się cudzoziemcy wydziwić nie mogli.
Wszędzie po drodze stary złotnik za coś innego niż był w istocie uchodził; liczny dwór, zamożność, która go otaczała, szlacheckie godła, kazały się w nim domyślać raczej majętnego barona gdzieś z lasów Turyngii w świat się puszczającego, niż mieszczanina co życie spędził nad warstatem.
Nie spiesząc zbytnio Hennichen stanął w Krakowie, nie doznawszy żadnej przygody w podróży, a nazajutrz sam jeden poszedł na miasto, do dawnego ucznia, który się tu był przeniósł i ożenił.
Georg Wilms był tu już złotnikiem nadwornym, dobrze mu się działo, i po żonie wziął był dom w rynku, który cale pokaźnie wyglądał.
Gdy Hennichen niespodzianie doń wszedł, po latach dziesięciu niewidzenia, prawie oczom Wilms wierzyć nie chciał, ujrzawszy go. Złożył ręce i mało nie pokląkł przed mistrzem, któremu wyzwolenie swe i naukę był winien. Zastał go Hennichen nad robotą dzbana, zajętego trybowaniem, wśród czeladzi i w warsztacie.
Po radosnem przywitaniu stary poszedł