Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyśmiewać, jak nowo wyszlachcony mieszczanin, którego dziad prostym był rzemieślnikiem, grafów chciał naśladować. Hennichen nie zwykł był na nic uważać i ludzkie paplanie a złość wcale go nie obchodziły. Zaopatrzywszy się w listy i pieniądze, ucałowawszy płaczącą Frydę i poleciwszy ją dwom ciotkom, szczególniej na oko Trudzie, a po cichu drugiej, której więcej ufał, mężnie siadł na koń i przeprowadzony przez uliczną gawiedź puścił się w tę drogę. Za murami dopiero twarz którą do wesołości przymuszał, nabrała wyrazu smutku i powagi.
Fryda długo z okna patrząc, płakała, ręką cisnąc bijące serce.
Wprzódy niżeli z domu ruszył, stary Hennichen dowiedział się dobrze, w której stronie miał szukać wojewodzica. Wyobraził on go sobie może opuszczonym od rodziny, prześladowanym przez nią i miał na myśli go ratować, wziąć może nawet i uprowadzić. Trudne to było przedsięwzięcie przy małej kraju i stosunków, a żadnej języka znajomości. Z tego powodu, wiedząc o wielu Niemcach osiadłych w Krakowie i na ich pomoc rachując, choć mu to nie było po drodze, musiał się ku stolicy skierować. Miał on tam i dawnych przyjaciół i uczniów, a za pozór wyprawy służyły mu istotnie kamienie, które wiózł