Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma iść do niej; lecz czas upływał, milczenie dłuższe byłoby słabością. Poszedł.
Na widok wchodzącego pana, co było kobiet przy wojewodzinie, pierzchnęło; została sama, w pokorze i rezygnacyi, wyczekując co jej oznajmi. Stary usiąść musiał, ochłonął znacznie.
— Moniko moja, — odezwał się — serce ci zakrwawię. Janusz wiary odstąpił, powrócił nam obcym, chlubi się swem odstępstwem, głośno wyznaje winę swą jak cnotę. Musiałem być surowym. Osadziłem go w więzieniu.
Wojewodzina załamała ręce.
— W więzieniu! — krzyknęła.
— Nie mogłem inaczej; albo go się wyrzec i wygnać, lub go poprawić muszę. O dziecku nie zwątpiłem, nie trwóż się, módl się i miej nadzieję.
Domawiał tych słów, gdy postrzegł, że biedna kobieta, która bolu swego wypowiedzieć nie mogła, pochylona na siedzeniu, omdlała.
Stało się tedy wielkie zamięszanie w domu, bo pan wojewoda do żony bardzo był przywiązany, a nie mniej wszyscy co jej służyli. Zawołał zaraz na Dubrowinę, bo sam sobie począć nie umiał z kobietą osłabłą, i strach go zdjął o nią. Nadbiegła pani starsza z krzykiem, a głowę straciła ze strachu, że nie wiedziała jak trzeźwić. Inne też popłoszone sługi, które