Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przytomność wojewody onieśmielała, biegały z jednej komnaty do drugiej, ręce tylko łamiąc i lamentując. Nieskoro dopiero jedna z młodszych wodą twarz skropiła i wódek przyniesiono, tak, że wojewodzina z omdlenia wyszła, a postrzegłszy co się z nią stało, zawstydzona była słabością swą. Zobaczywszy iż wracała do przytomności, wojewoda kilka słów cichych przemówił do niej i wyszedł.
Dzień to był na zamku tem pamiętny, iż wszystko z powodu tych wypadków z klubów wyszło i godzin oznaczonych nie pilnowano. Wojewoda do stołu nie siadł, nie było i samej pani, dworscy tylko w milczeniu siedli i nie wiele też posiliwszy się, w milczeniu się rozeszli po swoich kątach, tak że na zamku jakby wymarło. Trwoga poszła po wszystkich.
Józiak w izbie na górze łamał ręce, nie wiedząc co dalej pocznie; a że był do pana przywiązany i myślał że mu się na coś przydać może w więzieniu, pobiegł do burgrabiego prosić, aby go z Januszem razem zamknął. Na to nie mógł się o własnej sile stróż ważyć. Józiak więc poszedł do wojewody i prosił aby o nim oznajmiono. Stary był w swojej sypialni, kazał chłopca wpuścić.
— Moje miejsce — rzekł Józiak — tam gdzie pana mojego, prosiłem się do lochu, ale mnie bez przykazania pańskiego burgrabia