Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przyjacielskiéj kursorii. Trzebaż było, żebym ja wtedy bawił właśnie w Kodniu, niedaleko Białéj, a to z następującéj przyczyny. — Nieboszczyk twój ojciec, a mój starszy pan brat — Panie świeć jego duszy — konsystując z regimentem około Kodnia, nieproszony ni dziękowany ode mnie, wyswatał mi był, mój mosanie, pannę, i tak żwawo, po regimentarsku, poprowadził rzeczy, że mnie samemu pozostawało już tylko pojechać, podobać się i stanąć na kobiercu. Jakoż szanując święcie słowo i wolą starszego brata, jak ojcowskie, pojechałem, i od piérwszego spójrzenia... — Ale po co zaś wam trzpiotóm, sowizdrzałóm, słyszeć o tém, jak kochano za naszych czasów? —
— A toż znowu czemu? mój stryju! Kochano zapewne tak, jak teraz, z całego serca. —
— Z której-że przecie strony nosicie to serce, podług najnowszéj mody? —
— Podług anatomii, powinno być z lewéj. —
— Dobrześ, szczérze powiedział, mój mosanie! W rzeczy saméj bez anatomii nie wiedzielibyście dziś o tém. I kto wié, czy nie przyjdzie mi jeszcze dożyć, że w Londynie lub w Paryżu naznaczą uczoną ekspedyciją dla odkrycia: czy też