Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niejszéj nawet ręki. Gdy przeciwnie, wyzywający po odebranym już strzale, który najczęściéj zadaje mu tylko lekką ranę i jątrzy go niejako, ma po sobie wszystkie, w podobnych razach potrzebne korzyści! —
Łatwo zgadnąć, jak mi były te uwagi po sercu?
— Ale przeczytaj-że mi ten list, mój mosanie, bo trzeba cóś przecię odpowiedzieć posłańcowi.
Powodowałem się machinalnie. Podjąłem list, oddarłem pieczęć, i przeczytałem w głos, nie rozumiejąc co czytam, jak następuje:
— „Porucznik Wędrychowski jutro, to jest, dnia 28 maja o godzinie 10 zrana, ma honor oczekiwać Pana Adama * pod laskiem sytuowanym o jakie pięćset kroków od folwarku ...inicz, należącego niegdyś do familii Wędrychowskich, a dziś będącego w posiadaniu Pana Adama. Wybór tego miejsca, i ta mocno powodująca okoliczność: że jeden z nas znajdzie się między ślubem a grobem, nastręczają samę propozyciją: czyliby nie było z rzetelném dobrem Pana Adama, aby na ziemi, którą tak długo władali Wędrychowscy, uczynił on formalne jéj zrzeczenie, i na dowod umorzenia niemiłéj sprawy i wznowienia przyjaciel-