Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zawsze instynkt słabą kobiétę na stronę silniejszego, na stronę zwyciężcy prowadzi. Litość będzie miała dla nieszczęśliwego, miłość dla zwyciężcy, dla silnego.
Spójrzałem więc oko w oko Wędrychowskiemu, i wskazując go prawie wyraźnie Antosi, która w téj chwili pobladła, odezwałem się pół-głosem, tak, że mógł mnie posłyszeć:
— Nie pojmuję jak taki.... może choć na chwilę zająć kobiétę. —
Wędrychowski odwrócił się, spójrzał, zagryzł wąsy, zmilkł, i na tém się skończyło. Szliśmy ku domowi w milczeniu. Antosia spoglądała to na mnie, to na niego, widocznie puścić mnie nie chciała, i razem ze mną weszła do salonu przygotowywać herbatę dla mnie.
Ale zaledwie się odwróciła do stolika, Wędrychowski, który widocznie czyhał aby mnie złapać, zbliżył się do mnie i wskazał na ganek.
— Chwilkę tylko. —
— Służę Panu. —
Byliśmy już na ganku.
— Pamiętasz Pan swoje postępowanie ze mną, gdyś był chory? — rzekł. — Mogłem Mu je, jak sza-